Takie były moje przewidywania, od razu miałem takie przekonanie. Sprawa od początku wydawała mi się czysta i oczywista: nie mieliśmy wiedzy o wygaszeniu mandatów i dlatego to zrobiliśmy. Gdybyśmy ją mieli, to nie doszłoby do żadnych głosowań - mówi Tomasz Tolko, radny sokólskiej rady miejskiej.
Jak twierdzi, nic nie wiedział o efektach prowadzonego w sprawie głosowań śledztwa. Owszem, był raz wzywany przez prokuraturę na przesłuchanie w charakterze świadka, ale co było w nim dalej, nie wiedział.
- To już tak dawno było, że już o tej sprawie zdążyłem nawet zapomnieć. Dobrze, że się już zakończyła, bo w nowej radzie jest dużo nowych zadań - mówi z ulgą Tolko.
To Cię zainteresuje: Radni złamałi prawo? Tak twierdzi Antoni Cydzik
Przypomnijmy, chodzi o sprawę związaną z wygaszeniem mandatów dwóch radnych poprzedniej kadencji Tomasza Tolko i Mariusza Bienasza. Złamali oni przepis, bo jako prywatni przedsiębiorcy dorabiali na mieniu gminy, w której byli radnymi. Świadczyli usługi, za które pobierali wynagrodzenie, które pochodziło z budżetu gminy Sokółka.
Najpierw przegrali swoje sprawy w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, następnie także w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Oba sądy podtrzymały decyzję wojewody podlaskiego o wygaszeniu ich mandatów radnych. Przegrali mimo tego, że - jak wielokrotnie podkreślali - zdecydowali się na wykonanie usług dla instytucji podległych gminie w oparciu o opinię prawnika zatrudnionego w Urzędzie Miejskim. Tę samą opinię przez którą stracił mandat radny Sławomir Sawicki.
Tutaj jednak różnica była taka, że obaj prawomocnie „wygaszeni” radni jeszcze przez dwa miesiące brali udział w pracach Rady Miejskiej. Nie tylko wzięli za to wynagrodzenie, ale też brali udział w głosowaniach.
Czytaj więcej: Tomasz Tolko nie jest już radnym. Sąd nie miał litości za dorabianie na mieniu gminy
Jak tłumaczyli, stało się to z niewiedzy. Nikt ich nie poinformował o wyroku NSA. Nie dowiadywali się o stanie sprawy sami, nie zrobił tego także ich pełnomocnik. Ówczesny przewodniczący Rady Miejskiej Daniel Supronik uważał, że to służby wojewody podlaskiego popełniły błąd, nie informując o oddaleniu kasacji w NSA Urzędu Miejskiego i Rady Miejskiej. Wojewoda z kolei stoi na stanowisku, że to właśnie na przewodniczącym RM ciąży obowiązek pilnowania, by w pracach Rady brały udział wyłącznie uprawnione do tego osoby.
Na szczęście dla obu ówczesnych radnych prokuratura uznała, że ich działań nie można uznać za celowe.
- Dochodzenie zostało umorzone w październiku z powodu stwierdzenia, że zachowania tych osób nie zawierają ustawowych znamion czynu zabronionego z art. 227 kodeksu karnego - informuje nas Artur Kuberski, szef sokólskiej prokuratury.
A artykuł 227 k.k. brzmi tak, że przestępstwo popełnia ten, kto podaje się za funkcjonariusza publicznego albo uzyskuje błędne przeświadczenie o tym innej osoby - musi to być jednak zamiar kierunkowy, celowy. A takich cech w zachowaniu obu radnych nie było.
- Nie było tutaj jakiegoś wprowadzania w błąd, czy też podawania się za funkcjonariusza publicznego, co wypełniałoby znamiona czynu zabronionego - wyjaśnia Kuberski.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?